W końcu Hitcock przekonał Amerykanów do filmów szpiegowskich, ze złymi Niemcami. Fabularnie film jest bardzo podobny do "Mission - Impossible 2" i "Jutro nie umiera nigdy". Moim zdanie jest zbyt rozwleczony. Mogłoby być więcej scen trzymających w napięciu takich jak wizyta w magazynku na wino. Tym razem w filmie Hitchcocka największym atutem nie jest fabuła, a aktorzy. Nie dziwię się, że Cary Grant był pierwszym wyborem do odtwórcy roli Bonda.Sprawdziłby się idealnie. Monetami ciepły i zabawny, a gdy trzeba zimny i szorstki. Pewnie Sean Connery wzorował się na nim grając 007. Ingrid Bergman również wypada dobrze. Choć jest zdecydowanie lepsza w pierwszej części filmu, później ustępuje pola pozostałym aktorom.